Recenzje, felietony






Recenzja książki Érica-Emmanuela Schmitta "Człowiek, który widział więcej". 

 Schmitt we wszystkich swoich dziełach wkrada się do najgłębszych zakamarków naszej duszy, uwrażliwia i otwiera oczy na cierpienie innych ludzi. Historia małego Oskara wzruszała nas do łez, tak samo jak "Dziecko Noego". Również i tym razem artysta nas nie zawiódł. 

"Człowiek, który widział więcej" to opowieść, która przeplata świat materialny z niematerialnym, zmusza nas do głębszych przemyśleń.
Augustin, główny bohater książki, to dziennikarz aż nazbyt niewyróżniający się. Jednak widzi on coś, czego nikt inny nie mógł zobaczyć, widzi "więcej". Widzi tych, którzy odeszli.
Po zamachu terrorystycznym w miasteczku Charleroi, Augustin zaczyna śledztwo, które miało odpowiedzieć na pytania "czy to Bóg pociąga za sznurki wszystkiego zła na świecie, czy to ludzie źle interpretują jego słowa nienawiści?", "Kto pisze, kiedy ja piszę? Kto działa, gdy działamy?" 
Wielu ludzi się nad tym zastanawia. 
Choć Augustin zawsze bardziej wierzył w tajemnicę i w istnienie czegoś większego od nas, a nie w samą religię, postanawia przeprowadzić wywiad z samym Bogiem.
Pomaga mu w tym sam Schmitt, którego spotykamy jako bohatera historii.
Czy dzięki swojemu darowi, młodemu dziennikarzowi uda się zapobiec kolejnej tragedii? 
Czy uda mu się zrozumieć, dlaczego na progu śmierci terroryści wykrzykują imię Boga?
Książka pozwala nam zrozumieć świat, w którym człowiek potrafi być sadystycznym krzywdzicielem jak i niewinną ofiarą.
Uważam, że ta lektura jest idealna dla każdego, kto kiedykolwiek w swoim życiu zastanawiał się czy Bóg jest mściwy i zły, pozwalając na cierpienie ludzi. 




Marysia Kardaszewska






"Kształt twojego głosu" - recenzja



Każdy z nas wie o tym, jak poważnym problemem jest prześladowanie dzieci i młodzieży, nie tylko w szkole - fakt ten towarzyszy również nam w domach, na podwórku. Ale warto się zastanowić, ile razy zdecydowaliśmy się pomóc osobie prześladowanej, i czy w ogóle wiemy, jak ta osoba to odbiera. Film "Koe no Katachi" na podstawie mangi o tym samym tytule, bardzo dobrze ukazuje nam tę rzeczywistość. Reżyserią zajęła się Naoko Yamada, scenariusz napisała Reiko Yoshida a za muzykę odpowiedzialny był Kensuke Ushio.
Film opowiada nam historię głuchoniemej dziewczyny, Shoko Nishimiyi, która przeniosła się do nowej szkoły. W nowej klasie zaczął jej dokuczać Shoya Ishida, za którym podążała cała klasa. Bardzo szybko dokuczanie przerodziło się w prześladowanie. Po pewnym incydencie, dziewczyna opuściła szkołę, a Ishida został obiektem szykanowania przez społeczność klasową. Chłopak zrozumiał swój błąd i postanowił odpokutować winy.
Film jest wciągający i bardzo mocno emocjonalny. W trakcie seansu jesteśmy w stanie śmiać się do rozpuku, by po chwili płakać jak dzieci. Muzyka dobrze oddaje klimat filmu, a animacja stoi na bardzo wysokim poziomie. Wielkie brawa dla Saori Hayami, która genialnie podłożyła głos głównej bohaterce, która jest przecież głuchoniema.
Warto tutaj wspomnieć, że animacja została nominowana do Oscara w kategorii najlepszy film animowany.
Polecam ten film każdemu, chociażby dla zawartej w nim historii i morału, jaki ona niesie, nawet jeśli nie należycie do grona fanów japońskich animacji, to warto się przełamać i sięgnąć po ten tytuł. Jego wersja mangowa została wydana w Polsce pod tytułem "Kształt Twojego głosu".
Moja ocena to 5+ (Skala od 1 do 6).


Michał Pyzik









„Charlotte” - recenzja




W okresie świątecznym miałam przyjemność obejrzeć anime pt. „Charlotte”. Zostało ono wydane w 2015 roku, tak samo jak manga, na której podstawie powstał ten „serial”.
Jun Maeda – autorka, opowiada w nim o losach czwórki przyjaciół Yuu Otosaki’ego, Nao Tomori, Yusy Nishimori oraz Jojiro Takari’ego . Mimo że zazwyczaj trzymają się razem, to można zauważyć, że anime raczej skupia się na Yuu Otosakim. „Serial” opowiada o młodzieży obdarzonej specjalnymi umiejętnościami. Główni bohaterowie chcą, aby licealiści używali swojej mocy z głową i starają się, by nie wykorzystywali jej w złych celach. Nie chciałabym zdradzać za wiele, więc zachęcam do obejrzenia.
Mnie osobiście to anime się bardzo spodobało, wzbudzało we mnie wiele emocji, czasem śmiech, a czasem łzy. Mile je wspominam i być może za jakiś czas do niego wrócę, by troszkę odświeżyć sobie przebieg wydarzeń. Jeżeli ktoś lubi zjawiska nadprzyrodzone, to powinno mu się spodobać, gorąco polecam. 

Paulina Jędrychowska







 



Recenzja serialu - "The End of the F***ing World"


Ostatnio obejrzałem świetny serial, który wyreżyserował Jonathan Entwistle oraz Lucy Tcherniak. Serial nosi tytuł "The End of the F***ing World", jest to komediodramat opowiadający historię dwójki nastolatków. Jednym z nich jest James, który jest cichy i zamknięty w sobie oraz myśli, że jest psychopatą. Kiedy do szkoły przychodzi nowa dziewczyna - Alyssa - postanawia ją zabić. Alyssa jest równie oderwana od rzeczywistości jak on. Gdy ich drogi się przecinają, Alyssa zauważa w Jamesie kogoś innego od wszystkich i zakochuje się w nim. Razem uciekają z domu i wyruszają w podróż.
Podczas tej wyprawy bohaterowie zmieniają się, zaczyna ich łączyć bardzo mocna więź. Ich postawa budzi emocje, sprawia, że zaczynamy im kibicować. Dużą rolę odgrywa tutaj również soundtrack, który jest rewelacyjny, a także sam klimat filmu.
Serial składa się z 8 odcinków po 25 min (około 3,5 godziny), jest wciągający, zatem można go na spokojnie obejrzeć na jednym wdechu.

                                                                                                               Bartek Bębenek







 "Pamiętnik" - recenzja


Ostatnio obejrzałam film „Pamiętnik”, który jest adaptacją książki Nicholasa Sparksa.  Akcja filmu toczy się w latach 40 - tych i dosłownie opisuje styl życia w tamtych czasach. Opowiada przepiękną historię wielkiej miłości, która łączy dwoje  całkowicie różnych ludzi. O tej historii dowiadujemy się z pamiętnika Allie, który codziennie czyta jej pewien mężczyzna. Kobieta jest staruszką chorą na Alzheimera i mieszka w domu spokojnej starości. Oglądając film dręczyły mnie dwa pytania: Dlaczego mężczyzna czyta Allie  pamiętnik? Czy to możliwe, że oni wcześniej się znali? Film jest bardzo poruszający, nawet z mało wrażliwych osób wyciśnie choć parę łez. Budzi on we mnie wiele przemyśleń na temat troski o innych i przyczyn nieodwzajemnionej miłości.                                                           
 Mogę polecić go każdemu, ale uważam, że przeznaczony jest w szczególności  dla młodzieży, aby nie traciła nadziei na lepsze jutro i chciała osiągać coraz to wyższe i trudniejsze cele.

                                                                                                            Weronika Śmietana







 



Recenzja filmu – „Cicha noc”




Miesiąc temu, wraz ze swoim tatą miałam przyjemność wybrać się do kina na film pt. ,, Cicha noc” w reżyserii Piotra Domalewskiego. W role głównych bohaterów wcielili się Dawid Ogrodnik, Arkadiusz Jakubik i Tomasz Ziętek.
Dramat przedstawia historię pracującego za granicą Adama, który wraca do rodzinnego domu na święta Bożego Narodzenia. Z początku ukrywa powód swojej wizyty, lecz wkrótce wprowadza bliskich w swoje plany. Wydarzenia wigilijnej nocy na zawsze zmieniają życie bohaterów.
Film porusza problemy, z którymi na co dzień spotyka się wielu Polaków np. emigracja, alkoholizm czy kłótnie w rodzinie. Bardzo dobrze ukazano więzi rodzinne postaci, mam wrażenie, że niektóre pokrywają się z moim życiem. W tym dziele szczególnie urzekł mnie realizm, zarówno w świetnie napisanych dialogach, jak i w grze aktorskiej.
Ten film bardzo mnie poruszył, uważam, że warto go obejrzeć, szczególnie przed świętami, by zastanowić się, w jakim stopniu Wigilia bohaterów jest podobna do naszej własnej.


Weronika Greczek 
 



 


“Twój Vincent”- recenzja

Polsko-brytyjski film “Twój Vincent” w reżyserii Doroty Kobieli oraz Hugh Welchmana,
stworzony został przez 125 artystów z całego świata, aby w oryginalny sposób przedstawić
losy wybitnego malarza Vincenta Van Gogha. Każda z 65 tysięcy klatek została przez nich
namalowana. W filmie wystąpili także aktorzy m.in. Douglas Both (Armand Rulin) oraz
Robert Gulaczyk (Vincent Van Gogh), którzy pomogli malarzom wprowadzić postaci w ruch.
Produkcja ożywia obrazy, w których Van Gogh ukazywał postacie i fragmenty ze
swojego życia. Dzięki temu można było opowiedzieć jego historię na nowo, aby zwrócić
uwagę na nie tylko jego twórczość, ale również osobę.
Film skupia się na tym jak trudne i skomplikowane było życie artysty. Pasja do
malowania była dla Van Gogha całym jego życiem. Z tego powodu trudno mu było odnaleźć
się w społeczeństwie, które nie rozumiało i nie doceniało jego twórczości, a zarazem jego
osoby. Koleje losu Vincenta odkrywa Armand Rulin.
Naszym zdaniem produkcja zachwyca jedyną w swoim rodzaju animacją i
pomysłowością. Nawet znając wcześniej losy Van Gogha film ogląda się z niezwykłą
ciekawością.

                                                                                            Joanna Morawska i Dagmara Równicka








Recenzja filmu "COCO"



21 grudnia 2017 roku babcia zabrała mnie i moje młodsze siostry do kina na film animowany "Coco". Film opowiada o chłopcu imieniem Miguel, który razem ze swoją wielopokoleniową rodziną mieszka w małej meksykańskiej wiosce. Miguel marzy o byciu muzykiem, lecz w jego rodzinie muzyka jest zakazana. Film chwycił mnie za serce, był wzruszający, a animacja śliczna. Cała sala kinowa popłakała się wraz z moimi siostrami. I żeby nie było, ja także uroniłam łezkę, ale tylko lewym okiem, gdyż nie lubię płakać publicznie. Gdy, w filmie, Miguel witał się ze swoją prababcią, ja i moja siostra przesłyszałyśmy się i usłyszałyśmy: elo mama Coco. Od tego czasu z każdym znajomym witamy się, mówiąc: elo.


Natalia Tkaczewska









„Czy film „Kevin sam w domu“ jest przereklamowany, czy podtrzymuje tradycję świąteczną?“



                 Jakiś czas temu wszyscy przeżywaliśmy święta Bożego Narodzenia. Wokół nas panował świąteczny klimat i unosiła się radosna aura. Po skończonej wieczerzy, w wielu domach, rodziny udały się przed telewizor. Tam. wspólnie, jak co roku chciały  zagłębić się w historię Kevina, który znów został zupełnie sam w domu. Czy to jest jednak racjonalne, aby kolejny raz oglądać dokładnie ten sam film? Czy możemy go uznać za stratę czasu, czy jednak podtrzymuje on tradycję świąt?
              Co roku wszyscy z niecierpliwością czekamy na zbliżające się  święta. Chcemy w końcu, po ciężkich miesiącach w pracy lub  szkoły móc odpocząć  i zwyczajnie spędzić czas z osobami, które są dla nas najważniejsze. Niestety na co dzień nie mamy na to zbyt wiele czasu, więc w święta istnieje możliwość nadrobienia zaległości. Całe to oczekiwanie dopingują i wzmagają wystawy sklepowe oraz telewizja czy internet, które już od listopada dają nam znać o zbliżającym się Bożym Narodzeniu. Gdy w końcu zabłyśnie pierwsza gwiazdka, wszyscy zasiadamy do wigilijnego stołu i oddajemy się konsumcji potraw. Czasem jest ich dwanaście, innym razem znacznie mniej, jednak nie odgrywa to aż tak wielkiej roli, jak czas spędzony z najbliższymi. Później przychodzi czas na prezenty. W całym domu panuje niezwykła radość, gdyż magicznym trafem pod choinką  każdy znajduje coś dla siebie. Kiedy emocje związane z otrzymaniem podarunków opadną, a my zdążymy się już nimi nacieszyć, przychodzi pora na odpoczynek. Wtedy zazwyczaj nie pozostaje nic innego, jak tylko zasiąść przed telewizorem. Przerzucając kanały, nie jesteśmy w stanie uniknąć natrafienia na film o Kevinie. Zazwyczaj choćby jeden z członków rodziny nieustannie prosi o kontynuacje seansu tego właśnie filmu. Inni bez wątpienia ulegają mu i w ten oto sposób cała rodzina kolejny raz śledzi losy małego chłopca. Zadzwiające jest to, że  więszkość osób film ten za każdym razem doprowadza do śmiechu, a niejednego także do łez. Żeby zapobiec zbytniej monotonii, telewizja wyświetla dwie znane wszystkim części naprzemiennie. Pierwsza z nich opowiada  historię Kevina, którego  rodzina zostawiła przypadkowo samego w domu, udając sie wówczas do zupełnie innego stanu. Chłopiec radzi sobie doskonale. Udaje mu się też stawić czoła przestępcom, którzy  próbują okraść jego dom. Scena ta jest chyba najbardziej komiczna z całego filmu i myślę, że  każdemu z widzów pojawi się choćby uśmiech na twarzy. Historia ma oczywiście szczęśliwe zakończenie. Kevin spotyka w końcu rodziców, a złodzieje zostają złapani przez policję. Podobną fabułą szczyci się druga część. Różnica polega na tym, że  tutaj chłopiec nie zostaje sam w domu, ale w Nowym Jorku. Na lotnisku wsiada omyłkowo do innego samolotu, niż jego rodzina i znajduje się w tym właśnie mieście, podczas gdy jego najbliżsi lądują na Florydzie. Chłopiec z  pomocą karty bankowej swojego taty, wynajmuje  pokój w hotelu Plaza – najdroższym w całym mieście. Kevin ma okazję  poznać niezwykłą kobietę otoczoną gołębiami oraz udać się do najlepszego sklepu z zabawkami. Nie brakuje też starcia z przestępcami, których bohater spotyka również tutaj. Tak jak w poprzedniej części, małemu chłopcu udaje się ich przechytrzyć i oczywiście spotkać się z szukającą go przez ten cały czas rodziną.
             Podsumowując, czy film o Kevinie wciąż jest wart uwagi, czy jest to zwykła monotonia i strata czasu? Zależy oczywiście od osoby. Jednym wciąż sprawia przyjemność śledzenie jego losów, drudzy zaś są już nimi znudzeni i nie rozumieją entuzjazmu tych pierwszych. W moim odczuciu film ten wprawia nas w prawdziwie świąteczny klimat i jest nieodłącznym elementem Bożego Narodzenia. Lubię co roku śledzić przygody małego chłopca. Mimo że widziałam je już kilkanaście razy, wciąż nie jestem nimi znudzona.


Marika Więch



 Recenzja powieści Judy Nelson pt. "Oddam Ci słońce"

Książka autorki Judy Nelson pt.: "Oddam Ci słońce" to zdecydowanie jedna z moich ulubionych powieści. Opowiada o życiu i emocjach dwójki bliźniąt. Na zmianę czytamy o ich przygodach z perspektywy 13-letniego Noaha i 16-letniej Jude.
     Zaczynając czytać książkę możemy lekko zagubić się w sposobie, w który autorka przeskakuje między narratorami. Na przemian czytamy o przyszłości i cofamy się do przeszłości, żeby na końcu zobaczyć cały, piękny obraz teraźniejszości. 
        Poznajemy bohaterów jako dwójkę młodych nastolatków, którzy zmierzają się z normalnymi problemami - pierwsze miłości, kłótnie z rodzicami - nic nadzwyczajnego. Następnie poznajemy talenty bliźniaków. On jest malarzem z niesamowicie bujną wyobraźnią, ona mistrzynią rzeźby, śmiałą i wrażliwą. Zanurzamy się w coraz bardziej prywatne strefy ich życia - rywalizację między rodzeństwem, najskrytsze myśli, obawy.
       Kiedy narracja książki prowadzona jest przez Jude, bliźniaki mają po szesnaście lat. Ich charaktery i sytuacja społeczna wywróciła się do góry nogami. Po pewnej siebie, roześmianej Jude nie został ślad. Poznajemy ją przez pryzmat strachu i niepewności, ciągłych lęków o przyszłość i przeszłość. Noah, który trzy lata tamu był ulubieńcem matki i nie myślał o niczym prócz malowania, zaczął być opryskliwy, zamknięty w sobie i przestał zważać na rodzinę. Dzięki przerwie w opowieści, przepaści trzech najważniejszych dla historii i ich życia lat i poznaniu książkowego świata z dwóch rożnych perspektyw, autorka pozwala nam na samodzielne połączenie faktów i ułożenie ich w całość.
        Książka jest niesamowicie bogata w emocje. Autorka pisze otwarcie o wszystkich przemyśleniach bliźniaków i sytuacjach, w których się znaleźli. Opisuje w niezwykły sposób proces powstawania sztuki i poruszenie tworzących ją bohaterów. Należy do rodzaju książek, które po przeczytaniu długo nie pozwalają nam sięgnąć po następną powieść, zaprzątając sobą nasze myśli i skłaniając do refleksji.

 Maja Żuławińska





 Oko Igora - felieton


"Chętnie pójdę do piekła!"

Wspominałem kiedyś, że mam problemy z wysławianiem się, kiedy nie używam słów powszechnie uznawanych za wulgarne.
Dzisiejszy dzień sprawił, że muszę starać się szczególnie mocno.

Podsumowując:
Serdecznie nie pozdrawiam Galerii "Krakoskiej" za wyrzucanie wolontariuszy na zewnątrz, grożąc policją.
Serdecznie nie pozdrawiam księży, którzy w ramach podziękowania za nasze starania, szarpią i wyganiają jak najdalej od miejsca kultu. Okazują miłosierdzie...
Serdecznie nie pozdrawiam starszych pań na placu Wszystkich Świętych, które wyzywały nas od "komuchów i złodziei".
Serdecznie nie pozdrawiam przemiłych panów na dworcu, którzy zamiast uśmiechu, pluli pod nogi i grozili pięściami.
To smutne, że polityka niszczy szlachetne idee. Idee pomocy bez brania za to jakichkolwiek pieniędzy.
To smutne, że za nasze poświęcenie w postaci chęci i czasu, otrzymujemy niechęć i kopniaki na odchodne.
Przecież nie narzucamy się, nie nagabujemy, wszelkie datki są dobrowolne i nieobowiązkowe.
Jest mi zwyczajnie, po ludzku, przykro.
Jednak mimo to jestem dumny z tego, że poświęciłem dzisiejszy dzień pomocy innym.

Cytując mojego osobistego mentora, świętej pamięci ks. Jana Kaczkowskiego,
"Chętnie pójdę z Owsiakiem do piekła"

Więcej dystansu ludzie!


„Miasteczko kłamców” - recenzja

Ostatnio po dłuższej przerwie w czytaniu sięgnęłam po kryminał autorstwa Megan Mirandy pod tytułem "Miasteczko kłamców".

Książka opowiada o młodej kobiecie o imieniu Nicolette, która wyjechała ze swojego rodzinnego miasta na południu USA, zostawiając swoją rodzinę i mroczną przeszłość. Zaginęła tam jej przyjaciółka. Gdy już wydaje jej się, że ułożyła sobie życie w nowym mieście, dostaje list od swojego ojca. Zmuszona jest wrócić do znienawidzonego miejsca i stawić czoła wydarzeniom sprzed lat, które zaczynają się powtarzać. Po kilku latach zaginęła kolejna nastolatka. Sprawy wydają się być powiązane, a śledztwo wykazuje, że tak naprawdę nikt w miasteczku nie jest bez winny.

Autorka przedstawia historię od końca, co buduje większe napięcie i dzięki temu wszystko wydaje się jeszcze bardziej tajemnicze. Odwrócona chronologia wydarzeń może nas jednak wprowadzić w dezorientację i skłonić do zadania większej ilości pytań niż potrzeba. Narratorką w powieści jest główna bohaterka - Nicolette, co niezbyt przypadło mi do gustu. Myślę, że lepiej sprawdziłaby się narracja z punktu widzenia Megan Mirandy.

Osobiście jednak nie mogłam oderwać się od tej książki. Fabuła trzymała mnie w napięciu do ostatnich stron. Zmotywowała mnie również do powrotu do czytania... Wszystkim ją gorąco polecam i czekam na kolejne powieści autorki.

Weronika Kwiatek









RECENZJA FILMU PT: „LINIA ŻYCIA”


W minionym tygodniu wraz z moją przyjaciółką miałam okazję oglądnąć film pt: „Linia Życia” z roku 2017. Reżyserem tego działa jest Niels Arden Oplev. Mimo tego, że nie jestem fanką horrorów oraz filmów science fiction uważam, że w tym filmie oba te gatunki idealnie się ze sobą połączyły i wprowadziły w nastrój grozy. Gdy zaczęłam oglądać ten film, nie wiedziałam czego mam się spodziewać, ponieważ decyzje o zetknięciu się z tą ekranizacją podjęłam dość spontanicznie. Nie miałam nawet pojęcia jaki gatunek, ale uważam, że to dobrze ponieważ gdybym wiedziała, że to horror na pewno bym go nie zobaczyła. Teraz sądzę, że jest to jeden z lepszych filmów jakie obejrzałam. 
Historia zaczyna się dość niepozornie. Opowiada ona o grupie studentów medycyny, którzy wpadają na pomysł przeprowadzenia eksperymentu dotyczącego śmierci klinicznej. Po kolei każdy z nich decyduje się przeżyć to zjawisko na własnej skórze. Niestety nie są oni świadomi jakie konsekwencje za tym idą,  a skutki będą wręcz dramatyczne. Mimo tego, że początkowo eksperyment udaje się pomyślnie, a studenci wychodzą z tego bez szwanku bogatsi o nowe doświadczenia i przeżycia w końcu dopada ich mroczna strona tej niebezpiecznej zabawy. Każdy bohater filmu, który zdecydował się wziąć udział w eksperymencie skrywa w sobie mroczny sekret. Dlatego po doświadczeniu nie tylko nasiliły się ich umiejętności, ale też wróciła do nich przerażająca przeszłość, która zaczęła ich nękać. Studenci popadają w coraz gorsze kłopoty i nie wiedzą jak sobie ze sobą porazić.
Mimo tego, iż film spotkał się z bardzo dużą krytyką ponieważ jest to re-make filmu o takim samym tytule i tematyce z roku 1990, według mnie jest on naprawdę ciekawy i warty polecenia. Dzieło jest bardzo dobrze zrobione, efekty Sci-Fi wyglądają dość naturalnie i nie są przerysowane, a linia melodyczna dodatkowo utrzymuje nas cały czas w mrocznym klimacie. Wszyscy aktorzy bardzo dobrze wcielili się w postać jaką grają w filmie i czytelnie przekazują nam swoje uczucia. Z czystym sumieniem mogę polecić wam tą ekranizację ponieważ jest warta obejrzenia.

 



Natalia Drabik






Oko Wery


12 stycznia 2018

Drogi pamiętniku

Dzień ten zaczęłam jak zwykle o 6:30. Wstałam, ubrałam się, zjadłam śniadanie i wybiegłam z domu na autobus. Standardowo się spóźnił, więc zestresowana jechałam w kierunku mojej szkoły. Spoglądałam przez szybę pojazdu, obserwując tych wszystkich zabieganych ludzi… jedni biegli w lewo, drudzy w prawo. Pewnie spieszyli się na autobus lub do pracy. Niektórzy wyglądali na radosnych inni smutnych. Zastanawiałam się, o czym mogą myśleć, co jest ich zmartwieniem, a co nie. Z tego wszystkiego zagapiłam się i nie wysiadłam na odpowiednim przystanku. Spojrzałam na zegarek. Była 7:50. Już wiedziałam, że na pewno spóźnię się na lekcje. Szybko przebiegłam na drugą stronę ulicy i wsiadłam do tramwaju. Teraz to ja wyglądałam jak ci ludzie, których obserwowałam. To ja byłam smutna i zabiegana. Wreszcie po 15 minutach stanęłam przed drzwiami szkoły. Weszłam do niej i pędem ruszyłam w kierunku mojej klasy. Szczerze, bałam się tam wejść, zresztą jak zawsze. Wiedziałam, że znowu wszyscy będą się na mnie patrzeć i szeptać między sobą. Jednak muszę tam wejść. Chwyciłam za klamkę i wkroczyłam w to towarzystwo. Grzecznie przeprosiłam nauczyciela za spóźnienie i ruszyłam w kierunku ławki w samym kącie klasy. Tak jak mówiłam, wszyscy się na mnie patrzyli. Nie lubię tego. Nawet nic im nie zrobiłam, a zawsze reagują tak samo. W połowie dnia, kiedy była przerwa na lunch, udałam się do stołówki. Nałożyłam sobie posiłek i już chciałam odejść, gdy specjalnie wpadł na mnie chłopak wywracając całą tacę z jedzeniem na mnie. Oczy mi się zaszkliły. Był to największy sportowiec i gwiazda naszej szkoły. Po co to zrobił? Jak zwykle chciał mnie upokorzyć przed całą szkołą, wszyscy się znowu patrzyli. Odłożyłam resztki tego co zostało na bok i z płaczem wybiegłam ze stołówki. To była codzienność. Oni dokuczali mi, kiedy tylko mieli okazję. Czułam się okropnie, upokorzona i rozczarowana. Niestety, w szafce nie miałam ubrań na przebranie, więc jedyne co mogłam wtedy zrobić,  to wytrzeć się tyle, ile się dało i opuścić to miejsce zwane szkołą. Zabrałam swoje rzeczy i wyszłam, po prostu wyszłam bez słowa. Nawet nie miałam do kogo się odezwać, nie było mi przykro z tego powodu. Znowu wsiadłam w autobus i jechałam w kierunku domu. Kolejny raz mi to zrobili. Z każdym dniem boję się tam wracać, bo nie wiem, co tym razem mi zrobią. To jest straszne i przykre. Nigdy nawet nie miałam prawdziwej przyjaciółki, a tak bardzo bym chciała, aby móc się komuś wyżalić. Rodzice nie zwracają na mnie uwagi, nie interesuję ich. Dla nich ważna jest tylko praca. Może to  i lepiej, bo mogę się zamknąć w pokoju i nikt mnie nie dopytuje, co się dzieje. To jest moją codziennością, rutyną. Jednak trochę w głębi mam nadzieję, że kiedyś się to zmieni...


Oko Ali - felieton



*
Idziesz ulicą, którą oświetla jedynie kilka latarni. Kulisz się w kurtce, jest naprawdę zimno. W uszach masz słuchawki, więc nie słyszysz szumu, jaki wydają mokre koła samochodów. Minę masz poważną, trochę zmęczoną. Kolejny dzień idziesz tą samą drogą, z tymi samymi myślami i brakiem chęci na cokolwiek, poza snem. Docierasz do starego budynku. Zanim wchodzisz do środka rozglądasz się w poszukiwaniu znajomej twarzy. Nic z tego. Nieco rozczarowana popychasz szkolne drzwi, czując na sobie delikatny powiew wiatru.

*
Zatrzymujesz się przy szafce i w bardzo powolnym tempie przygotowujesz się do lekcji. Idąc korytarzem, po raz pierwszy zwracasz uwagę na otoczenie. Po prawej stronie siedzi dziewczyna z imponujących rozmiarów książką w dłoni, natomiast po lewej stoi para okazująca sobie, według Ciebie, nadmiernie uczucia. Wszyscy podobnie patrzą na szkołę. Kojarzą z nią ciągły stres i niezadowolenie. Ciebie interesuje, jak różni ludzie przebywają ze sobą na co dzień. Jak bardzo odmiennie się ubierają, jak różnej muzyki słuchają i jak bardzo inne są ich opinie na niektóre tematy. Wiele osób jednak wstydzi się pokazać, kim są naprawdę. A może chłopak, który ciągle coś mówi i się śmieje, gdy zostaje sam, zamienia się w swoje totalne przeciwieństwo? Starasz się nie zapominać, że pozory mylą.



Oko Igora - felieton 

"Poniedziałek"


Poniedziałek, godzina 7.00
Jadę tramwajem, jak zwykle o tej godzinie ledwo przytomny, brutalnie wyrwany ze snu około 45 minut wcześniej.
Patrzę za szybę i obserwuję, jak budzi się miasto. Patrzę wzrokiem pełnym nienawiści, oczywiście. Jak tu nie nienawidzić świata w poniedziałkowy poranek. Obserwuję ludzi jadących do pracy, spieszących się przechodniów.
Typowy dzień w wielkim mieście, chciałoby się powiedzieć.
Jednak moja agonia (czyt. droga do szkoły) zostaje przerwana bardzo gwałtownie.
Wyobraźcie sobie scenę rodem z Hollywood; tramwaj nagle zatrzymuje się, następuje zwolnienie tempa, kamera porusza się wewnątrz pojazdu pokazując przedmioty latające w powietrzu, ludzi tracących równowagę, jakieś silne wybuchy i inne spektakularne efekty specjalne.
No dobra, przesadzam, tak widowiskowo nie było.
Powiedzmy, że porządnie szarpnęło.
Dlaczego do tego doszło?
Ano pewna dziewczyna, na oko 17 lat, postanowiła że przejdzie przez jezdnię. Jednak zrobiła to w najgorszy z możliwych sposobów, nie rozglądając się i patrząc w telefon.
Dobry Boże i wszyscy święci, to chyba jakiś żart. No ale żeby nawet się nie rozejrzeć?!
Zdaję sobie sprawę, że wrzucenie zdjęcia na Instagrama i opatrzenie go setką hasztagów jest ważne dla każdej nastolatki, (kurczę, miałem nie generalizować), ale wyłączanie myślenia jest “lekko” nierozsądne.
Albert Einstein powiedział kiedyś, że obawia się dnia, kiedy technologia weźmie górę nad stosunkami międzyludzkimi.
Abstrahując od absolutnej bezmyślności tej dziewczyny, żyjemy w czasach, którymi rządzi prężnie rozwijająca się technologia.
Zatracanie się w świecie wirtualnym odcina nas od świata rzeczywistego, a to może prowadzić do sporych problemów.
Jeden z nich na przykład zatrzymał mój tramwaj w poniedziałek.
Smutne to nasze odcinanie się od świata.
Ale przecież rozwoju już nie cofniemy.
Więc czy można temu jakoś zaradzić?



"Najlepszy" reż. Łukasz Palkowskiego


"Najlepszy" to polski film fabularny w reżyserii Łukasza Palkowskiego, który swoją premierę miał 21 września 2017 roku podczas Festiwalu Filmowego w Gdyni, do kin film wszedł 17 listopada tego samego roku. W rolach głównych wystąpili m.in. Jakub Gierszał, Arkadiusz Jakubik, Kamila Kamińska, Anna Próchniak i Adam Woronowicz. Zdjęcia do filmu powstawały w Legnicy, Wrocławiu, Świdnicy i na Chorwacji.

Film inspirowany jest życiem Jerzego Górskiego, który urodził się w PRL-u. Jako nastolatek wpadł w narkomanię. Mimo przeciwności losu udało mu się wyjść z nałogu i zostać mistrzem świata w Double Iron Triathlon (podwójnym Ironmanie).
Główny bohater postanowił rzucić narkotyki po tym, gdy dowiedział się, że jego dziewczyna jest w ciąży. Również gdy jego przyjaciel zmarł w szpitalu, lekarka Ewa powiedziała mu, że on jest następny w kolejce, aby umrzeć. Ale zapewne głównym powodem jego przemiany była chęć posiadania kontaktu z córką. Aby odmienić swoje życie, prosi lekarkę Ewę o pomoc. Jerzy trafia na odwyk do Monaru, przechodzi brutalny detoks i wraca do pasji sportowej, którą miał w dzieciństwie. Podczas pobytu w ośrodku odwykowym, jego dziewczyna umiera, przez co Jerzy chce się jeszcze bardziej zmienić.
Wulgaryzmy zawarte w filmie mają na celu przybliżyć nam bohaterów. Zabieg ten użyty jest po to, abyśmy poczuli, że nie są to osoby z innego świata, tylko zwykli ludzie tak jak my. Aż do samego końca filmu bohaterowi towarzyszą jego wewnętrzne demony, które chcą, aby się poddał w swojej walce. Reżyser dodał na koniec filmu urywki z biegu Jerzego jak i wywiadu z nim, aby pokazać autentyczność wydarzeń.
Dzięki Łukaszowi Palkowskiemu mamy okazję poznać historię, która jak dotąd nie była nigdzie rozgłaśniana. Jerzy to człowiek, z którego można brać przykład, gdy chce się pokonać słabości. "Od zera do bohatera" tak również można nazwać ten pełen emocji obraz. Film zrobił na mnie duże wrażenie. Wzruszyła mnie historia Jerzego, która również była interesująca. Pokazuje ona, że nieważne jak nisko upadniesz, zawsze możesz odbić się od dna i wznieść się ku górze. I ty możemy pokonać własne słabości i osiągnąć sukces.



 Natalia Tkaczewska










Oko Mili - felieton

"Pan Tadeusz"



  W kawiarni siedziała grupka ludzi prowadzących kulturalną, spokojną rozmowę przy kawie. Kobieta uczestnicząca w konwersacji trzymała psa na kolanach, co nie przeszkadzało ani klientom, ani obsłudze lokalu. W pewnym momencie znikąd pojawił się agresywny mężczyzna, w średnim wieku. Okazał  zbulwersowanie czworonożną istotą, jednak rzucił bardzo niestosowne komentarze nie tylko pod adresem pupila, ale także samej właścicielki. Kobieta próbowała rozwiązać nieporozumienie w sposób kulturalny - rozmową, lecz jedynym argumentem mężczyzny były dwa przekleństwa powtarzane bez końca, niczym słowa modlitwy. Z biegiem rozmowy człowiek robił się coraz bardziej agresywny, groził klientce pięścią i rzucał w nią zawartością swojego plecaka. Personel kawiarni obserwował sytuację z boku, reagując dopiero w ostatniej chwili, gdy mężczyzna wyciągnął nóż. Reakcja kobiety była natychmiastowa! W akcie samoobrony spryskała napastnika gazem pieprzowym!
Ochroniarz galerii zadzwonił na policję, oznajmił, że stanowi Ona poważny problem. Zastanawiało mnie czy kobieta została uznana za zagrożenie ze względu na to, że broniła się przed pobiciem, czy przez to, że miała w spodniach męski narząd.
Przykry jest fakt, iż mimo rozwijającej się tolerancji na świecie, Polska wciąż jest krajem, w którym kobieta transseksualna nie może wychodzić z domu, aby nie zostać oplutą lub porównaną z potworem lub chorobą zakaźną. Paradoksalnie -większość osób starszych, posiadających doświadczenie i wiedzę, ma bardziej zamknięte oczy, niż młode pokolenia... Nigdy jednak nie pojmę, dlaczego ludzie posiadają tak silną potrzebę wyrażania swojej negatywnej opinii względem rzeczy, których zmienić u innych nie mogą, a przecież opinie te obrażają odbiorcę.
Inność jest zagrożeniem. Gdy osoba nie utożsamia się ze swoją biologiczną płcią i chce ją zmienić, by czuć się bezpiecznie i dobrze we własnym ciele, gdy żyje w ciągłym stresie nie mogąc patrzeć na własne odbicie w lustrze, Inni uważają, że jest to wystarczającym powodem do traktowania jej jak podczłowieka i ograniczania jej pozycji w społeczeństwie. Widząc taką osobę na polskiej ulicy mamy tylko dwie opcje: wyśmiać ją i iść dalej albo pobić i wytępić z niej ową „chorobę”. Zapominamy jednak o opcji trzeciej i czwartej: możemy przejść obok bez słowa i pretensjonalnego spojrzenia albo uśmiechnąć się życzliwie. Policja i ochrona nie powinny kierować się w swojej pracy osobistymi poglądami na daną sytuację, tylko traktować i bronić praw każdego człowieka w ten sam sposób.
  Świat zmienia się w tej sekundzie, będzie zmieniał się jutro, pojutrze i każdego dnia. Nawet 45-letni Pan Tadeusz z galerii handlowej nie zatrzyma tego procesu. Otworzenie oczu nie boli, tylko pozwala widzieć prawdziwe kolory.




Oko Igora - felieton
"Galeria Krakoska"



Krakoska, nie Krakowska, tak ze złośliwości.
Wylądowałem w środku z kilku względów, które określić można jako prezent dla taty, mamy i siostry. Sam fakt tego, że wyszedłem z mojego ciepłego, bezpiecznego schronu jest świętem, trzeba zapisać w kalendarzu. Albo kredą w kominie.
A teraz muszę przeciskać się między ludźmi, szukać sklepu, gdzie można kupić coś sensownego i niebanalnego. Innymi słowy “szkoła przetrwania”.
Tyle że nie jestem Bearem Gryllsem. Ani nie wyglądam tak jak on (a szkoda).
Walczę więc, starając się nie skończyć stratowanym przez tabuny ludzi.
Przede mną kilkunastometrowa, podkreślam, kilkunastometrowa kolejka do schodów ruchomych. Tego jeszcze nie widziałem.
Wygląda to tak, jakby ludzie przespali cały rok i obudzili się dzień przed wigilią, przez co naprędce muszą obkupić całą rodzinę.
Udało mi się dopchać do schodów. Jadę na górę, lista prezentów szybko skurczyła się do dwóch upominków dla każdego, drogą eliminacji wykluczyłem te najmniej potrzebne.
Jakieś dziewczyny za mną chichoczą na widok mojej czapki.
Przynajmniej jest mi ciepło, a czapka jest niezwykle stylowa. Przynajmniej tak mi się wydaje…
Dojechałem na dół i stanąłem przed pierwszym ze sklepów.
Patrząc na wszystkich poirytowanych ludzi, rozpychających się nawzajem, zacząłem się zastanawiać nad sensem tej gonitwy.
Czy rzeczywiście o to chodzi w świętach? O kupowanie jak najwięcej i jak najdroższych prezentów?
O pościg, bo przecież “jak się nie pospieszę to albo wykupią, albo będzie drożej”?
Zawsze uważałem święta za ten niesamowity, magiczny czas. Wspólne siedzenie z rodziną, oglądanie filmów, granie w planszówki, bez pośpiechu i nerwów.
Bez komerchy, licytowania się kto więcej i lepiej.
Czy nie tak powinno być?
No właśnie, jak to jest z tymi świętami…?






"Grease" to film fabularny oparty na musicalu scenicznym o tym samym tytule. Premierę miał  w 1978 roku. Reżyserem filmu jest Randal Kleiser. Głównymi bohaterami są: Danny Zuko - grany przez Johna Travoltę i Sandy Olsson grana przez Olivię Newton-John. Akcja filmu ma miejsce w USA. Autorami znanych na całym świecie utworów z musicalu są: Jim Jacobs, Warren Casey i Michael Gibson.
Fabuła filmu nie należy do najlepszych, ponieważ jest trochę przewidywalna. W latach 70. było to jednak coś nowego. Gra aktorska jest na całkiem dobrym poziomie, a bohaterowie są bardzo charakterystyczni. Najważniejszymi elementami produkcji są muzyka i choreografia, które bardzo ją urozmaicają. Utwór "You're the One That I Want" został okrzyknięty najbardziej dochodowym duetem w historii.
Naszym zdaniem film jest wart oglądnięcia. Wywiera pozytywne wrażenie i chce się do niego wracać. Jak dowodzi stała popularność, jaką cieszy się ten musical, atrakcyjność piosenek nie zmienia się z upływem czasu.


Gaba Pacholarz i Weronika Kwiatek




,,Ja nie jestem Miriam", to książka pióra szwedzkiej pisarki Majgull Axelsson, wydana w
 2014 roku.
Lektura przedstawia historię żyjącej w czasie II wojny światowej Romki, która, aby przeżyć w obozie koncentracyjnym w Auschwitz, udawała Żydówkę. Obraz krzywd widzianych i doświadczonych przez Malikę, bo takie było romskie imię Miriam, maluje się bardzo krwawo i boleśnie. Autorka w opisach wydarzeń z obozów opiera się na faktach. Eksperymenty doktora Menegle, okrutne morderstwa i tortury – to wszystko można spotkać w książce Axelsson.
Wojna się kończy, lecz nie dla wszystkich. Trwa ona dalej w głowach byłych więźniów, którzy zostali uwolnieni z niewoli. Przeszłość powraca do nich w snach, w chwilach zadumy. Tak też jest z Miriam, która zostaje przewieziona do Szwecji – kraju, który o okrucieństwach wojny tylko słyszał. Mimo to, Miriam wciąż nie może ujawnić swojej prawdziwej tożsamości. Nawet w, wydawałoby się bezpiecznym i spokojnym, mieście Nässjö kobieta nie jest bezpieczna. Jej romska uroda wzbudza zainteresowanie mieszkańców, pewnego razu z jej powodu zostaje nawet pobita. W niewiedzy żyją jej przyjaciółka, Hanna, mąż Miriam oraz jej przybrany syn. Miriam jest rozdarta pomiędzy chęcią przeżycia, co wiąże się z dalszym ukrywaniem swojego pochodzenia, a wyjawieniem światu swojego prawdziwego "ja", czyli nieokrzesanej Maliki. Uczucie to towarzyszy jej przez całe życie, aż do swoich 85. urodzin, kiedy to wymawia dziwne słowa: Ja nie jestem Miriam. Jedyną osobą, która wydaje się być zainteresowana tymi słowami, jest wnuczka Camilla. Poniekąd zmusza ona swoją babcię do opowiedzenia historii ukrytej za tymi słowami.
Powieść Axelsson jest niezwykle wzruszającą historią nie tylko Maliki, ale też narodu Romskiego, który nawet w stanie skrajnego wycieńczenia, mając przed oczyma wizję śmierci w komorach gazowych, zbuntował się przeciwko oprawcy. Wojna zniszczyła życia milionów ludzi i nieważne, ile starań, wysiłków i wewnętrznych zakazów mogłoby to ich kosztować, nigdy nie potrafili zapomnieć o przeszłości. Życie w kłamstwie i fikcji to tylko jedno z wielu poświęceń, z którym zmagała się Miriam. Byleby przeżyć. Przeżyć i zapomnieć.
Książka ta ma kilka niedociągnięć, które ostatecznie nie wpływają na jakość konstrukcji i stopień zaciekawienia historią, lecz są one zauważalne. Większość zagadek zostaje odkryta po przeczytaniu kilku stron, co jest lekko frustrujące. Dodatkowo, refleksje główne bohaterki to zazwyczaj te same sytuacje ubrane w inne słowa. Jednakże nie zmienia to mojego zdania, że jest to lektura godna przeczytania i polecenia.

                                                                                                                                             Sylwia Antos




"Na Śmierć i Życie"
Film Johna Korkidasa "Na Śmierć i Życie" pokazuje relacje między najznamienitszym poetą swojego pokolenia, Allenem Ginsbergiem (Daniel Radcliffe) a charyzmatycznym Lucienem Carrem (Dane DeHaan). Wydarzenia mają miejsce w Nowym Jorku na uniwersytecie Columbia pod koniec drugiej wojny światowej.

Lucien i Allen wraz z przyjaciółmi manifestują swoją indywidualność przekraczają granice, igrają z uczelnianym regulaminem równocześnie wplątują się w sprawę morderstwa. Młodzi mężczyźni ukazują postawę beatników, idee nonkomformizmu oraz swobody twórczej. Wśród bohaterów panuje nie tylko swoboda twórcza, ale i seksualna, która jest wyraźnie widoczna w filmie.

Naszym zdaniem wszyscy aktorzy świetnie wcielili się w trudne i skomplikowane charaktery swoich postaci. Film wyróżnia się oryginalnym wyglądem bohaterów oraz scenografią, które fantastycznie oddają klimat lat 40 XX wieku. Produkcja jest świetnym przykładem wybitnego kina niezależnego. Wielowątkowa historia o przyjaźni, zmienianiu świata i manipulacji długo pozostaje w pamięci.



                                                                                                   Kinga Rajtar, Asia Morawska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wyświetlenia :)